|
www.baltofilm.fora.pl Forum o filmowym i prawdziwym Balto, o Alasce jego czasów
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Iditarod
Administrator
Dołączył: 25 Lut 2011
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 11:00, 09 Kwi 2011 Temat postu: Borys |
|
|
Ty jesteś im bardziej potrzebny – Balto popchnął Borysa w stronę obu miśków i leżącej na gałęzi Jenny. Gąsior popatrzył w zdecydowane oczy swojego przyjaciela, po czym powoli zaczął odchodzić, po krótkiej chwili odwrócił się, wskazując skrzydłem w pierś Balta
- Coś ci powiem. Pies nie przeżyje tej wyprawy, ale wilkowi może się udać...
Balto widział jego oczy. To nie był zgryźliwy Borys, to nie był gąsior który traktował go jak dziecko, to nie był ten Rosjanin dla którego nic nie było straszne. Widział w nich całą mądrość jaką posiadł Borys żyjąc w Rosji i na Alasce, całą mądrość jaką starał mu się przekazać.
Borys powoli odszedł. Balto chwilę jeszcze stał słysząc donośne „Baczność futrzaki! Idziemy do domu. Raz, dwa, trzy, cztery!” Odwrócił się i pobiegł szukać Steela i zaprzęgu.
Borys po chwili odwrócił głowę i nie dojrzał już przyjaciela. Mimo wyprężonej postawy obu polarnych misiów, mimo Jenny, która patrzyła z boku, błądził myślami daleko. Były one z półwilkiem, będącym mu synem. Jak nigdy mówił na serio, a Balto jak nigdy o tym wiedział.
- Idziemy – zakomenderował
Misie wzięły gałąź w łapy i powoli cała czwórka zaczęła wracać. Zapamiętały tę podróż na zawsze. Jakiekolwiek próby zabawy, jakiekolwiek szarpnięcia kończyły się ostrym i głośnym krzykiem „wujcia Borysa”
- Ma być porządek jak w carskiej armii! Wyrównać krok! Raz, dwa, trzy cztery, raz...!
Komendy Borysa było słychać chyba w całej Alasce.
Delikatne szarpnięcie gałęzi oznajmiło, że Jenna rozpoczęła podróż do domu, podróż, która skończyła się inaczej niż myślała. Leżała cicho, zatopiona w swoich własnych myślach, o Balto, o kimś kto sam z siebie rozumiał więcej niż komukolwiek się zdawało, o kimś kto z przyjaciółmi wyruszył szukać swego wroga, o kimś kto doszczętnie złamał jej serce. Ona szła po śladach, bywało że zawianych, ale sprzed jednego dnia, może nocy. Ale jak on znajdzie Steela? Przecież pies tego nie zrobi, nie w takich warunkach.
Spojrzała w górę, chmury z powrotem zaczęły zasnuwać zimowe niebo, lekki wiatr, śnieg – typowa zima znów dawała o sobie znać. Przecież gdyby nie znaki to ona by się dawno zgubiła.
Obok niej szedł Borys. Właściwie dwóch. Ten pierwszy pilnował miśków, które dumne jak nigdy, ze jednak potrafią pływać, szły wyjątkowo spokojnie. Ten drugi błądził myślami za Baltem. Wiedział, że tylko wilk poradzi sobie ze wszystkim, że tylko jako wilk Balto znajdzie drogę zasypaną śniegiem, przechodząc przez przełęcz nie spadnie, idąc wąską percią skręci we właściwym miejscu. Zrozumie delikatne sygnały dawane mu przez las. Na Jennę nawet nie patrzył. Nie chciał stracić syna... Jakkolwiek to dziwnie brzmiało.
Gałąź toczyła się powoli i z delikatnym szelestem między drzewami, zasypując ślady. Przed sobą haskie widziała tylko dwie białe kule futra i odgłosy rozmów.
- Widzisz my pływamy...
- Tak, Balto wróci, zobaczysz...
- Wujek Borys nas lubi, on nie uciągnie gałęzi...
Patrzyła na gąsiora. Też szedł zatopiony w myślach. Milczenie jej przeszkadzało, droga się dłużyła, nie wiedziała jak zareaguje na pytanie, czy będzie chciał mówić
- Borys, Balto sobie poradzi? – zapytała cicho
Gąsior nie usłyszał pytania
- Borys! Czy Balto...
- Co, jak, co Balto? – pytanie przywróciło dosyć brutalnie gąsiora do rzeczywistości
- No, czy Balto sobie poradzi? – powtórzyła pytanie
- Tylko jako wilk a i tak będzie musiał mieć dużo szczęścia....
- Czemu „jako wilk”? – Jenna nie wiedziała o co chodzi, widziała jak otwiera drzwi do kotłowni, widziała jakie ma łapy, ale gdzie w tym „wilk”?
- Jenna – Borys westchnął – dla wilka to las jest światem który zna, to w lesie on wie gdzie co jest, w końcu to on znajdzie drogę tam gdzie najlepszy przewodnik nie widzi nic. Balto musi być wilkiem w czasie tej wyprawy. To wilcza wytrzymałość, siła i odporność pozwoli mu ją przeżyć. Pies stanie na środku dowolnej polany i jeśli jest tam po raz pierwszy zgubi się. Wilk nie. Jak myślisz dlaczego Balto szedł tędy a nie tak jak powinien jechać zaprzęg? Czuł, wiedział.
Jenna spojrzała na gąsiora, szedł dostojnie i powoli obok niej, o lesie wiedział tyle jakby tam mieszkał. Balta znał jakby to on go urodził, jakby to on był jego biologicznym ojcem. Borys także już zdążył sobie wyrobić zdanie o Jennie. Nie znał jeszcze takiego zwierzaka, który by ruszył w nieznane, za kimś kogo kochał. Ruszyłby w nieznane tylko dlatego, żeby ten drugi nie szedł sam. Widział jej w zasadzie samobójczą odwagę, która ocaliła im życie, widział „miłość która topi lód”. Zaakceptował ją. Do końca
- Borys – od kiedy ty znasz Balto? Jak długo. Jęknęła. Miśki rozpędziły się nieco za mocno, a gałąź podskoczyła na nierówności...
- Jak wy ją ciągnięcie!? Chcecie ją zabić?! Wolniej i równo! – krzyk Borysa przebił się przez wiatr do przodu
- Tak jest wujku Borysie – misie zwolniły
- Pytasz się od kiedy go znam? Od zawsze. W zasadzie całe jego życie. Przyszedł na łódź poobijany, pogryziony. Nie miał jeszcze roku. Jakiś dzieciak go wyrzucił, bo w Nome powiedzieli mu, że to półwilk. Przez pierwszą zimę, którą ledwo przeżyliśmy, uczyłem go tego, by przeżyć, by nie zarobić kamieniem po głowie, kijem po grzbiecie kiedy ludzie przeganiali go krzycząc „wilk”...
Wzrok Borysa posmutniał, on sam zagłębił się we wspomnienia, w których stary koc decydował o przeżyciu, a stary kotek z bez rączki był jedyną zabawką jaką miał psiak, kiedy ryba była królewskim posiłkiem...
- ... skąd znasz las? Czy ty razem z nim? – Jenna próbowała przerwać jego zamyślenie
- Skąd znam? Z Rosji, z Alaski... Wiosną, w lecie, wyruszaliśmy w las. We dwóch. Nikt nas nie prześladował, nikt nie wyzywał. Potem Balto chodził sam. Coraz dalej i dalej. Wracał po tygodniu, czasem więcej. Polował, uczył się przeżyć...
Widząc oczy Jenny po zastanowieniu dokończył – tak szukał wilków, szukał watahy która by go przyjęła. Niestety – wracał poobijany i pogryziony. Tutaj był półwilkiem – tam półpsem. Nikim. Jako półwilk mógł znaleźć coś do jedzenia w Nome, jako półpies byłby raczej sam zjedzony. Pozostał. Po chwili znów ciągnął – a po kolejnej zimie spotkał ciebie...
- Bo przyjechałam do Nome, z panią, z Rosy – Jennie zrobiło się smutno na wspomnienie dziecka – i co w tym dziwnego?
- Dziwnego? Chyba tylko tyle, że ty jako jedyna nie obrażałaś jego matki, nie śmiałaś się z jego wyglądu, nie robiłaś z niego małpki w cyrku – głos Borysa był na pograniczu sarkazmu
- Bo on jest taki – Jenna nie umiała znaleźć słowa które by mogło opisać co poczuła jak go spotkała
- Normalny? Nie –Borys tym razem był poważny – nie, Jenna, on nigdy nie będzie normalny, jeżeli znaczy to taki jak inni. On zawsze będzie mieszaniec. Półwilk. Wilk. Nie tu. Nie w Nome. Ty go polubiłaś, za to kim jest. Mimo, że on sam nie wiedział kim jest.
Jenna nie wiedziała co powiedzieć. Borysa widziała wcześniej kilka razy. Teraz po raz pierwszy zaczęła z nim rozmawiać nieco dłużej niż „nie widziałeś gdzieś Balto”. Ją i jej myśli powoli otulał szum ciągniętej gałęzi, w równym tempie, przez oba misie. Mimo coraz późniejszej pory nieco się przejaśniło. Wyjechali z lasu. Jeszcze tylko kilka godzin do Nome. Borys znów pogrążył się myślach o Balto. Gdzie jest, czy wróci.
- Borys – głos Jenny był niepewny – mówiłeś że poznałeś las w Rosji. Przecież jesteśmy na Alasce...
- Jenna... – Borys popatrzył na sukę jak na głupiego psiaka – ja pochodzę z Rosji. Tutaj tylko zostałem. Bo okolica i klimat są podobne. Sposób życia też.
- Dlaczego się tu znalazłeś? – Jenna czuła, że znalazła temat który może drążyć, bez obawy że usłyszy sarkazm w głosie, lub powagę która sprawiała, że robiło się jej chłodno
- Jak to dlaczego? Pewnego dnia okazało się, że tam gdzie żyłem, przyszli ludzie, zabili innych i zaczęli wprowadzać nowe porządki.
- Walczyli z przyrodą? Ze zwierzętami? – Jenna nie wiedziała że tak w ogóle można robić...
- Taaak – Borys przypominał sobie dawne czasy – najpierw zabili bogatych, potem pozwolili rabować biednym Nikt niczego nie uprawiał. Jak przyszła armia nie było już co jeść. Zaczęli strzelać do koni, zwierząt, do ptaków. Czy ty sobie wyobrażasz co to były za konie? Jakie ptaki? A oni je po prostu zabijali i zjadali... – w głosie Borysa do tej pory było słychać odrazę. Potem przyszły kolejne armie. Ale i tak wygrali ci co byli jako pierwsi. Ci co zabili bogatych. Trzeba było uciekać.
- Nie mogłeś po prostu odlecieć? Przecież masz skrzydła – zdziwienie Jenny było ogromne..
- Ja nie latam, znaczy umiem, ale nie latam – Borys jak stary książę rosyjski, których czasy odeszły w przeszłość, w słowach wyraził pogardę dla latania... Po prostu lasami, czasem na wozach, uciekaliśmy na wschód. Lasy tam są ogromne, można iść wiele dni i z nich nie wyjdziesz. Alaska to jest nic. To małe nic – wspomnienia same się nasuwały – poza tym, w lesie można się ukryć. Do ptaków, co latały strzelano. Jak do ludzi. Żadnej różnicy. Czasem to zwierzęta były cenniejsze, bo można było je zjeść...
- Ty jesteś księciem? - oczy Jenny robiły się coraz większe
- Nie – Borys pokręcił głową – ale żyłem w pałacu, widziałem jak żyli książęta...
- Dlaczego się tutaj zatrzymałeś? Czemu nie tam gdzie jest cieplej?
- Bo na statku nie mogłem już wytrzymać. Nowa władcy już coraz mocniej siedzieli na tronie, ostatni ludzie wyjeżdżali. Nawet niewielkie łódki były pełne. Niewielki statek którym płynąłem, skierował się na wschód. Brud. Ludzie, dzieci, marynarze, dezerterzy wszyscy przerażeni, mający w głowie tylko to jak najdalej uciec z kraju, gdzie mieszkali. Płynęliśmy. Wiatr, chłód, głód... W końcu statek przybił do Nome...
Zmrok już dawno przeszedł w noc, śnieg sypał coraz mocniej, wiatr także coraz mocniej dawał się we znaki. Misie także miały już dość, były zmęczone, szły powoli spokojnie. Już nie chciało im się bawić, chciały dojść i iść spać. Razem z wujkiem. Borys w pewnym momencie dostosował tempo ich marszu, do tego do którego sam był przyzwyczajony. Odwrócił się za siebie. Lasu i gór dawno nie było już widać, miasteczko było coraz bliżej. Spokojna rozmowa z Jenną sprawiła, że droga szybciej zeszła, sam przestał myśleć o Balto, trochę się uspokoił.
Jenna leżała wygodnie, bojąc się powiedzieć, że może iść sama, że da sobie radę. Przy tym co przeżył Borys i Balto, ona była dzieckiem. Zadawała pytania, sądząc nieraz z tonu wypowiedzi naiwne, ale dostawała na nie odpowiedź. Po chwili milczenia Borys ciągnął dalej
-... kilka osób wyszło, ja też. Ludzie sprzedawali co mogli by mieć coś do jedzenia. Przeszedłem się po mieście, koło portu. Znalazłem stary kuter. Zanim wróciłem, statek odpłynął. Zostałem ... i jak na razie żyję – zakończył swoją opowieść gąsior. Cały czas szedł powoli, dostojnie, opowiadał bez gestykulacji. Był z innego świata.
Haskie zastanawiała się nad jego słowami. Czyżby dlatego został z Balto? Zastanawiała się nad jednym pytaniem, które kołatało jej się po głowie, które chciała zadać, ale bała się jego reakcji. Jej myśli były na tyle wyraźne, że w pewnej chwili Rosjanin, spojrzał na nią i powiedział:
- Pytaj, odpowiem.
- Borys – jacy są tutaj ludzie?
- Tutaj? Tacy jak wszędzie – niewielkie odmienności jeszcze akceptują, ale nic poza tym. Gonią za pieniądzem, są mili, ale dla swoich, znają się – ale nie chcą poznawać obcych. Zwykle są głupi i nie chcą ani słuchać ani widzieć innych.
Spuściła głowę – krótka ocena była ostra, wypowiedziana na chłodno, beznamiętnie. Jak opis bocznej ulicy. Niestety widząc zachowanie swojego pana, widząc jak zachowywali się inni musiała się zgodzić...
- Borys – to co się przekonało by iść z Baltem? – pytanie zawisło w powietrzu niczym dym. Gąsior zwolnił troszkę, spojrzał na haskie, leżącą na gałęzi, znalazł jej oczy i tonem, w którym szacunek był połączony ze smutkiem odparł
- Rosy – po dłuższej chwili dodał – Balto mnie tam zaciągnął i ją pokazał. Rosy, Jenno, Rosy
Jenna w tej chwili doskonale nie wiedziała co zrobić. Wiedziała, jak się zachowywała względem Balta, ale nie wiedziała, że jedna osoba może sprawić tyle. Aż tyle. Że mała osoba może przekonać kogoś do samobójczej wyprawy w śnieżycę i zimę po lekarstwa które gdzieś tam są...
Przez jej rozmyślania przebił się głos z przodu:
- Wujku Borysie – zobacz, już niedaleko, zaraz będziemy widzieć łódź.
- Jeszcze trochę, podciągniemy Jennę, aż pod jej dom. Pamiętajcie futrzaki spokojnie!
- Wiemy wujciu!
Dość szybko doszli do domu. Jenna wstała otrzepała się ze śniegu. Popatrzyła na trójkę przyjaciół. Była im wdzięczna za wszystko, za to co zrobili, za to, że nie narzekali, w końcu za te kilka słów jakie zamieniła z Borysem.
- Dziękuję wam...
- Jenna, nie ma sprawy. Spraw tylko by Balto był wilkiem, nie psem. Inaczej go już nie zobaczysz. Idziemy – rzucił do obu futrzaków.
Jenna weszła do domu. Przez okno widziała, jak w mdłym świetle oddalają się, ci dzięki którym żyje. Miska z wodą i jedzenie była na swoim miejscu. Pana i pani nie było. Pewnie są w szpitalu z Rosy. Podeszła do pokoju Rosy, wskoczyła na łóżko, położyła się. Nie mogła spać. Mimo zmęczenia, mimo tego, że od dwóch dni w ogóle nie zmrużyła oka. W końcu wyczerpanie zwyciężyło. Sen był ciężki, taki, który nie żadnej ulgi, który tylko sprawia, że godziny się zmieniają.
Kilka godzin w czasie półsnu przyszli państwo. Zdjęli kurtki, siedli w dużym pokoju, zrobili sobie gorącej herbaty. Nie mówili nic. Milczeli. Ich twarze mówiły wszystko. W pewnym momencie pani wstała, poszła w kierunku schodów
- Kochanie pies wrócił. Jest na górze, ale mało co zjadł
- Idź zobacz czy z nią wszystko w porządku. Nie było jej dwa dni, żeby tylko ten wilk jej nie pogryzł...
Pani wyszła na górę, podeszła do psiaka, zobaczyła jej oczy. Smutne jak nigdy. Zwróciła uwagę, że nie ma także jej chustki, a sama łapa jest zwichnięta, lub nadwyrężona. Jenna nie miała nawet siły by się cieszyć. Przykryła psa kocem, przymknęła drzwi i zeszła na dół...
- Nie wiem co się stało, ale Jenna jest ranna, zgubiła chustkę, a w oczach ma smutek...
- Czyżby sama chciała szukać zaprzęgu? – co jej do głowy strzeliło, przecież nawet o zaprzęgu nie wiemy nic, a świata przez ten śnieg nie widać...
Był zły, ale nie o to, że ulubienica małej poszła w świat, był zły na niesprawiedliwość, był zły że nie może zrobić nic by pomóc swojej córce. Był zły że nie może usnąć, był zły, że jak śpi, to nie może się wyspać. Był w takim samym stanie jak Jenna, tylko o tym nie wiedział. Suka - tak.
Jenna wstała późno. Łapa bolała. Pewnie zwichnięta. Zeszła na dół, napiła się kilka łyków wody, w zasadzie nie zjadła nic. Państwa nie było w domu, szybko okazało się że są w szpitalu, przy łóżku Rosy...
Poszła na łódź. Borys siedział ze spuszczoną głową, nawet oba miśki nie miały nastroju na zabawę. Czas nie chciał mijać, stał w miejscu.
- Cześć Borys
- Cześć Jenna, jak się czujesz? Jak łapa?
- Boli, ale daję sobie jakoś tutaj radę. Wiesz coś o Balto?
Borys smętnie pokiwał głową, myślami błądząc gdzieś przy Balto. Nome mogło być równie dobrze miasteczkiem tak odległym jak przedrewolucyjna Rosja... W innym świecie.
- Idę do portu, do psiarni, może tam coś będą wiedzieć. Idziecie ze mną?
Borys wstał, otrzepał się – Futrzaki zbieramy się – machnął na nich skrzydłem. Cała czwórka jak straceńcy powoli szli w stronę miasta. Łapa za łapą, noga za nogą. Jenna weszła do środka, oni schronili się pod daszkiem na zewnątrz, koło okna. Trochę osłonięci od wiatru mogli się przysłuchiwać dyskusjom...
Jenna weszła, kulejąca, bez chustki...
- Cześć...
Pozostałe psy, wszystkie jakie chyba żyły w Nome, rzuciły na nią okiem, nie zdziwione jej stanem, w końcu przecież chodziła z Balto. Tym mieszańcem, bastardem.
- Część Jenna, połóż się – zrobiły jej więcej miejsca, tak by mogła się spokojnie ułożyć, by łapa mniej bolała
- Gdzie byłaś – pytanie zadane przez charcicę cisnęło się na usta wszystkich
- Poszłam za Balto. Kiedy dowiedział się że zaprzęg się zgubił, poszedł go szukać. A ja za nim. Miał iść Orlą Przełęczą, przez góry...
- W zimie? Nigdy nie przejdzie, nigdy nie znajdzie. Przecież nawet w lecie jest to bardzo niebezpieczny szlak. W zimie? Pewna śmierć! – z pewną ironią wypowiedział się malamut lezący nad podłogą
- Jak on znajdzie Steela? – inny przewodnik leżący niemal naprzeciw Jenny śmiał się na całego – Przecież on jest mieszańcem, a Steele to najlepszy pies przewodnik w całej okolicy!
- Po prostu go wytropi – głos Jenny był cichy i spokojny, ale pewny jak nigdy...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Iditarod dnia Pią 17:00, 06 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|